Z góry zastrzegam: relacja subiektywna i przedstawiająca jedynie to, co ja uznałem za ważne
(lub zapamiętałem :))))), ewentualnie przy czym byłem obecny) i MOJE wrażenia, stąd od razu apel
o komentarze do niej innych uczestników rejsu na J.Conradzie.... lub własne relacje.
Cala załoga zjechała się zgodnie z planem do godz. 13 w niedziele 28.12, ponieważ przejmowanie jachtu
przeciągało się (trzeba bylo m.in. zainstalować gniazdka akum. do ładowania GSM i podłączenia rezerwowego
GPS-a MAP 76S, który z punktu stał się podstawowym), a także zrobić np. przegląd olinowania - zdjęcie, to
zrezygnowaliśmy z wyjścia w tym dniu i przełożyliśmy na rano w poniedziałek. Odwiedził nas tez Jurek Makieła :)))
Jego strona jest na http://www.siz.3miasto.pl/
Wyszliśmy mając w planie może Karlskrone, może Nekso w zależności jak się rozwinie, no i rozwinęło się tak, że
zaczęło nam w nocy 30/31 z SW odkręcać na W i później NW, co spowodowało, że wylądowaliśmy ostatecznie w Nekso
ok. godz. 17:15 w Sylwestra:) Było tez ładne kilka h flauty.
Po nawiązaniu łączności z Solarisem chcieliśmy dołączyć do nich w Ronne (pod warunkiem, że załatwią prysznice),
ale wykonana próba pójścia na wiatr na silniku (a za cyplem z latarnia Due Odde musielibyśmy tak iść) dała
rezultat, że dopłyniemy rano w Nowy Rok (ta nieszczęsna śruba... ), A wiec Solaris zgodził się zawrócić z
podejścia do Ronne i przyjść do Nekso, stawiając warunki : prysznic i bunkierka z paliwem, odpowiedziałem, że
mają załatwione :))). Prysznic się znalazł - umywalka z ciepłą wodą - nie można było znaleźć nikogo, kto dałby nam
kod do "uczciwych" pryszniców. Natomiast bunkierka była łatwa: wiedziałem,
że grupa pl.r.z to potęga, a od czego są SMS-y i taka osoba, jak J. Makieła??? No od czego,
pytam?!! BTW, nie wiem jak inni, ja wiedziałem/byłem pewny, że jeżeli pojawią się jakieś
kłopoty z informacją, to przez Jurka je załatwię i stanowiło to dla mnie dość duże
wsparcie - dziękuje mu za to.
Ostatecznie Solaris dotarł do nas ok. 21-szej i czekały na niego trzy rożne ścieżki do bunkierki, z nazwiskami
i nr telefonów :))) oraz grzane wino, choć ze wstydem przyznam, że mało go było :(((( Później jeszcze były
toasty, szampan i szanty, które Szczepan/Tadeusz na gitarze prowadził.
Następnego dnia, miałem następujące "warunki brzegowe": prognozy (via SMS i Herr
Bart z DeutschlandfFunk und DeutschlandRadio Berlin),
które mówiły NE 7-8 bez zmiany kierunku w dalszej perspektywie, zdanie jachtu 03.01 i napęd
mechaniczny, który dawał ok. 2 kn pod słaby wiatr i ok. 120 Mm do Rozewia: po analizie sytuacji
barycznej, gdzie najbliższy niż na W z wartości 980 miał mieć następnego dnia 1000 uznałem,
że wyjdziemy i spróbujemy się pohalsować (były to jedyne informacje, jakimi dysponowałem),
pożegnaliśmy Solarisa i Tomek oddal nam cumy. Całkiem spokojnie zarobiliśmy, że 40 Mm w dobrym
kierunku, gdy zaczęło się rozwiewać i żagle (mała genua i mały grot) nie wytrzymywać. Grot
wytrzymał, natomiast w genui poszedł róg szotowy. Odczekałem do rana i spróbowałem postawić
małego foka, trochę nam zeszło z tym stawianiem, bo szoty uparcie chciały być pod lifeliną i po
postawieniu okazało się, że możemy go ściągnąć, bo zaczyna się rozłazić w szwach. Samo
ściąganie/stawianie też było przyjemnością - gdy się stało na dziobie, woda czasami była po
kolana, gdy siedziało, a trzeba było siedzieć, bo bezpieczniej....
Po półtorej doby "zabawy" włączyłem komórkę i odebrałem SMS o "storm warning 11 !!!"
nadany o 18.03 - wtedy już byliśmy poza zasięgiem Bornholmu, bo odcumowaliśmy o 14 (choć wg mnie
o żadnej 11-tce mowy nie było - najwyżej 9, może 10 i fala 4 do 5m w
Troszkę mnie wtedy złapały wątpliwości, co dalej, ale na szczęście telefoniczna konsultacja z zaprzyjażnionym
kapitanem, doskonale znającym "J. Conrada" bardzo mi pomogła: wyciągnęliśmy kliwer, który wytrzymał
i choć dalej kąt martwy jachtu wynosił ok. 140, to już przynajmniej płynął te 2,5 kn., a nie jak wcześniej na
samym grocie z 1,5.....
Dziwne, że na jachcie pojawił się worek ziemniaków, których myśmy nie ształowali i miętowe cukierki... były
wszędzie ! (cholery jedne :))))), prześladowały mnie do końca: mimo, że wyrzucałem je, kiedy tylko na nie
natrafiłem. Nawet wczoraj w domu, gdy rozpakowywałem worek, to jeden się przykleił do spodni z polara....
:)))).
Przeczekaliśmy koło Darłowa jeszcze z 12 h i gdy zaczęło słabnąc oraz odkręcać, to pomagając
sobie dieselgrotem zaczęliśmy się posuwać we właściwą stronę :)))))))
Kląłem wtedy, że zamiast S, SW o sile 5 było SE do S o sile może 2....
Jeszcze na zatoce złośliwie zaczęło nam wiać w pysk, ale to już była kaszka.....
Wracając do listy Jarka Czyszka, co musi być spełnione w zimowym rejsie,
(http://www.sail-ho.pl/article.php?sid=994)
mój komentarz brzmi : można z tej listy usunąć radar, choć gdy jest, to oczywiście
lepiej, natomiast Jarek zapomniał o jednej - podstawowej - sprawie : trzeba mięć Załogę !!!
Ja miałem to szczęście, choć z drugiej strony na zimowy rejs raczej nie wybierają się ludzie z
przypadku.... Nie było załamań, zwątpienia, Przebijanie się przez lód na kanale portowym i
Motławie (po tym jak Kapitanat Portu na moje pytanie odpowiedział "u nas lodu nie ma"
..., To tez była przednia zabawa: na intencje Jurka M, który nas obserwował, wykonaliśmy
pozorowany manewr cofania się i ponownego wjeżdżania dziobem na lód. Niepotrzebnie, bo na
Motławie musieliśmy to już robić bez pozorów, a Jurek dalej obserwował :))))
     Zrzuty drogi z GPS-a w programie MapSource
Miałem ten komfort, że przynajmniej nie bałem się, że uderzę jachtem w keję.... :)))))
Moje uwagi nt. stanu technicznego Conrada: po przemyśleniu stwierdzam, że nie jest aż tak zły: znaleźliśmy żagle,
które wytrzymały i to było najważniejsze, natomiast z pozostałych usterek armator doskonale zdaje sobie
sprawę i mam zapewnienie, w które wierzę, że w najbliższym czasie będą usunięte, m.in. wymiana śruby.
Jeżeli chodzi o jego "dzielność" (na takiej fali), to była bez zarzutu - mało kołysał i
rzadko brał bryzgi wody (sternik dostawał "wiaderko" najwyżej raz na 1h :)))) )
W rejsie tym wspomagali mnie z brzegu: Radek Mackiewicz, Robak, Jarek Szczepanowski, Jurek Makieła i Bogdan Ł.,
Za co im dziękuję, ale przede wszystkim dziękuję Załodze - była świetna, 2, bez przesady i kurtuazji to piszę.
Także Tomkowi i załodze Solarisa, że dla spotkania z nami, (na którym mi zależało) dołożyli sobie
jeszcze ze 4 h na morzu, choć tez już mieli dość i tęsknili do prysznica....
Pozdrawiam,
Janusz Drozd - nowy Kapitan Lodowy :))))
|