Rejs po wyspach greckich 2002
13-27 wrzesień 2002 r.
Autor: Relacja Jarka Szczepanowskiego
Zamysł rejsu klubowego, który po Morzu Tyrreńskim w 1994 roku miał pozwolić członkom Klubu zwiedzić inne zakątki Morza Śródziemnego zrodził się dość dawno i długo nabierał mocy. Zgłosiło się dziesięciu chętnych, z pośród których tylko ośmiu - z przyczyn zawodowych dwóch zrezygnowało, wzięło udział w rejsie, który w zamyśle miał obejmować duży fragment Morza Egejskiego, w tym archipelag Cyklad i Kretę, przy sprzyjających wiatrach oczywiście. Za tym akwenem przemawiała jego wartość historyczna, świetne warunki do żeglowania oraz egzotyczna przyroda nad i podwodna. Duże znaczenie miały opowieści znajomych żeglarzy, najczęściej zachwyconych odbytymi w tamtym rejonie podróżami.
Piątek, 13.09.2002.
Ruszamy wynajętym mikrobusem spod zegara Huty o godzinie 1313 - to dla dopełnienia pechowej daty. W czasie jazdy do Warszawy wiele rozmów, w których daje się wyczuć przed rejsowe podniecenie. Na Okęciu jesteśmy grubo za wcześnie. Odprawa, zakupy w wolnocłowym sklepie, trochę rozmów z innymi polskimi załogami udającymi się do Grecji i wreszcie wsiadamy do samolotu.
Sobota, 14.09.2002.
Przelot Boeingiem 737 jest przyjemny, nawet podane jadło wystarczająco smaczne. Lądujemy w Atenach o 0200 w czasie burzy, przy efektownych wyładowaniach atmosferycznych. Bladym świtem pakujemy się do autobusu i jedziemy do mariny Kalamaki w Pireusie, która robi dość przygnębiające wrażenie - może za przyczyną padającego wcześniej deszczu, jednak spacer po nabrzeżach, ze względu na ogromną ilość wspaniałych jachtów łagodzi te doznania. Szukamy siedziby firmy czarterowej, nawiązujemy kontakt, pożywiamy się w restauracyjkach itd. Jacht przejmujemy ok. 1530 - nazywa się ROULA II, jego typ to Oceanis 440 ( w papierach ), chociaż na burcie widnieje napis MOORING 445. Łódka mimo 1993 rocznika sprawia bardzo dobre wrażenie, można rzec, iż nie wygląda na swoje lata. Jest wyposażona w rollery foka i grota, a wnętrze, zabudowane w niezwykle ergonomiczny sposób, jest bardzo ładne. Robimy zakupy, sztaujemy się. Z powodu upału jesteśmy zmordowani. Kolacja podana w kokpicie na świeżym powietrzu, odpowiednio zakrapiana, wydłuża się do późnej nocy. Dyskusjom i planom nie ma końca.
Niedziela, 15.09.2002.
Dodatkowe, niewielkie zakupy, tankujemy wodę i o 1030, przy całkowicie zachmurzonym niebie i mżawce wychodzimy z mariny Kalamaki. Wokół panuje duży ruch jachtów i statków. Ateny przy panującej pogodzie nie prezentują się najlepiej. Przepływamy obok wyspy Aigina, na chwilę pokazały się latające ryby a jedna makrela złapała się na ciągniętego za jachtem pilkera. O godzinie 1800 stajemy rufą do nabrzeża miejskiego Poros, na wyspie o tej samej nazwie, w z trudem znalezionym wolnym miejscu. Marina przylega bezpośrednio do gwarnej o tej porze ulicy, jest wspaniale oświetlona, również przez barwne iluminacje tawern, cumuje tu wiele oryginalnych jachtów, nawet stylizowanych na bardzo stare. Miasteczko jest ładne, kremowe i białe domki z czerwonymi dachami gęsto pokrywają zbocza wzniesień. Ma niezwykle bogatą historię - w starożytności, nosząc nazwę Kalauria wiodło prym w Lidze Kalauryjskiej, będącej największą potęgą morską w regionie, w skład której wchodziły również Ateny. Tu dokonał żywota słynny ateński retor i krzewiciel demokracji Demostenes, tu wreszcie admirał Miaoulis spalił swą rewolucyjną flotę, aby nie dostała się w ręce Rosjan.
Poniedziałek, 16.09.2002.
Po śniadaniu ruszamy jeszcze raz uliczkami Poros, o których z zachwytem pisał Henry Miller w "Kolosie z Maroussi", w poszukiwaniu mapy generalnej Cyklad oraz warzyw. Szybko nabywamy drogą kupna jedno i drugie, zahaczywszy po drodze o targ rybny - coś kapitalnego. O 0930 oddajemy cumy, przepływamy cieśninę oddzielającą wyspę od Peloponezu i w najbliższej ciekawie prezentującej się zatoce rzucamy kotwicę. Kąpiel dostarcza wspaniałych wrażeń. Przejrzystość wody ogromna, pływa dożo ryb, niektóre mocno ubarwione, widać także gąbki i rozgwiazdy. Po godzinie odpływamy, biorąc kurs na Milos. Trzy godziny idziemy na żaglach, potem wiatr zdycha. Podpłynęły delfiny, z których jeden baraszkował kilka minut przed dziobem. Panuje bardzo duży ruch okrętów wojennych i samolotów bojowych, słyszymy dalekie odgłosy detonacji - zapewne są gdzieś manewry. Widzimy zaskakująco wiele statków płynących w różnych kierunkach.
Wtorek, 17.09.2002.
O godzinie 0300 stajemy rufą przy nabrzeżu miejscowości Adamas, w głębokiej zatoce górzystej wyspy Milos, słynnej z odkrytego posągu Wenus. Nie kładziemy się od razu spać, lecz popijając w kokpicie obserwujemy nocne życie tego miasta. Po śniadaniu ruszamy zwiedzać. Początkowo pieszo, drogą która wyprowadza nas na zbocze górskie, później, po niesławnym odwrocie i zasięgnięciu języka wsiadamy do autobusu, który krętą drogą, wśród malowniczych pejzaży dowozi nas do Plaki, skąd wspinamy się na wzgórze, gdzie przycupnęła kapliczka. Widok z tego miejsca na położoną znacznie niżej zatokę zapiera dech w piersiach. Schodzimy do niżej położonego amfiteatru, który zachował resztki świetnych niegdyś marmurów, gdzie dla sprawdzenia akustyki, o której tyle mowa, przeprowadzamy eksperyment: szept "aktora" jest rzeczywiście słyszalny i zrozumiały na widowni. Zwiedzamy następnie katakumby, gdzie byli chowani pierwsi chrześcijanie. Wreszcie trafiamy do knajpki "Wenus z Milo" gdzie raczymy się piwem podawanym w zamrożonych kuflach - wygląda to doskonale i smakuje tak samo, zwłaszcza, że słońce chce nas usmażyć. Rzucamy cumy o 1600 i płynąc wzdłuż ciekawie ukształtowanego północnego brzegu docieramy o 1900 do zatoki wyspy Poliagos, w głębi której rzucamy kotwicę, gdyż załoga jest spragniona kąpieli w fantastycznie czystej wodzie. Po godzinie ruszamy na południe w podmuchach całkiem przyzwoitego wiatru.
Środa, 18.09.2002.
Z mglistego powietrza wyłania się pokryta górami Kreta. Wpływamy do otoczonego wspaniałymi, zabytkowymi budowlami zamku i arsenału basenu portowego, gdzie z trudem znajdujemy miejsce do zacumowania, z którego po godzinie przeganiają nas - było prywatne. W efekcie wciskamy się między łodzie rybackie, w nadziei, że sytuacja się nie powtórzy. Spacer po malowniczym mieście wąskimi ulicami zabudowanymi ładnymi domami, w których jest mnóstwo sklepów, w tym wiele luksusowych, oraz przeróżnych restauracji daje nam pierwszy obraz stolicy Krety. W pobliżu jest lotnisko i bardzo częste starty samolotów czynią potężny, uciążliwy hałas.
Czwartek, 19.09.2002.
Taksówką jedziemy do Knossos, aby obejrzeć najcenniejszy zabytek Krety. Bilet kupiony za 6 euro pozwala na zwiedzanie tego, co zostało z pałacu króla Minosa, a zostało odkryte przez brytyjskiego archeologa Artura Evansa. Robi wrażenie, zwłaszcza gdy wyobraźnia podpowie mity o Labiryncie i Minotaurze, Tezeuszu i Ariadnie, wreszcie o Dedalu i jego synu Ikarze. Potem autobusem wracamy do centrum Iraklionu, kroki swe kierując ku muzeum archeologicznemu, w którym 90% wspaniałych zbiorów pochodzi z Knossos. Wieczorem przechadzka po mieście i zakupy.
Piątek, 20.09.2004.
Odmeldowujemy się w policji portowej i próbujemy zatankować wodę - udaje się za drugim razem. Korzystamy z obfitości tej mokrej substancji i prysznicujemy się do woli. Wychodzimy z portu około południa, by po krótkim przelocie zapłynąć do zatoki pobliskiej wyspy Dhia, w której stajemy na kotwicy. Otoczenie wysokich, jałowych brzegów stwarza surowe wrażenie. Przy zboczach wiele ptaków, których nie znamy. Wielokrotnie kąpiemy się, nurkując i obserwując podwodne życie. Są różnokolorowe ryby, ślimaki, jeżowce - Henryk miał "przyjemność" z jednym: 8 kolców w palcu, gąbki oraz strzykwy i groźnie wyglądająca meduza. Z zatoki wychodzimy o 1600 i płyniemy w kierunku Thiry, niestety halsując.
Sobota, 21.09.2002.
Wczesnym rankiem zrzucamy żagle i na silniku płyniemy prosto do wnętrza robiącej już z daleka wielkie wrażenie wyspy, będącej właściwie ogromnym, wypełnionym wadą kraterem, pozostałym po gigantycznej eksplozji 3500 lat temu wulkanu, czynnego zresztą do tej pory. Widok niemal pionowych, wysokich na setki metrów skalistych brzegów sprawia niesamowite wrażenie. Ich szczytowe partie zwieńczone są wstęgą białych domów, gęsto upakowanych - wrażenie z dalekiej perspektywy jest takie, jakby ktoś pomalował wierzchołki gór na biało. Stajemy dziobem na długiej cumie do ogromnej beczki, rufą do betonowo - kamiennego nabrzeża też na 25 metrowej linie, a pierwszy raz nadmuchany ponton pełni funkcję promu. W ekspresowym tempie zjadamy posiłek i wszyscy udajemy się do miasta Thira - jedni kolejką linową, szybko, za trzy Euro, inni pieszo, schodami dla osłów (:), co przy sporej deniwelacji oraz wysokiej temperaturze powietrza kosztowało ich wiele potu, wreszcie jeden z kolegów zdecydował się dosiąść zwierzaka. Chłodzimy się zimnym piwem z oszronionych kufli na tarasie restauracji, racząc oczy niepowtarzalnym widokiem ogromnej kaldery i otaczających ją wysp. Zabudowa miasteczka jest bardzo gęsta, niektóre domy wręcz wiszą nad urwiskiem, uliczki są ciasne, wszędzie mnóstwo restauracyjek, sklepów jubilerskich i pamiątkarskich. Również turystów jest dużo, ze wszystkich stron świata. Wieczorem szczyty wzniesień rozświetlają się, tworząc barwną iluminację. Ta wyspa ma w sobie urok i jest niepowtarzalne piękna.
Niedziela,22.09.2002.
Przed jedenastą odcumowujemy i zapływamy do zatoki w centralnej wyspie krateru - Nea Kameni. Załoga idzie oglądać gardziel, z której coś lekko dymi. Woda w zatoce jest niezwykle głęboka i ma zielony kolor, otaczające mocno spękane, magmowe skały wylane w erupcji z 1926 roku są czarno szare z czerwonymi nalotami i robią ponure wrażenie. Po kąpieli odpływamy, podziwiając po drodze północny kraniec Wyspy Thira z niezwykle barwnymi skałami i miejscowość Io. Stawiamy żagle i kierujemy się na wyspę Ios, gdzie późnym popołudniem stajemy w porcie Gialos. Ostrzeżeni wcześniej stajemy backside na mocno wybranym łańcuchu kotwicznym i odbijaczach na rufie, gdyż wchodzący prom tworzy wielką falę, usiłującą rzucić jacht na brzeg.
Poniedziałek, 23.09.2002.
O 0920 opuszczamy Ios, aby o piętnastej stanąć na kotwicy przy północno zachodnim brzegu wyspy o ciekawej nazwie - Dhespotiko. Po godzinie kotwica idzie w górę, gdyż próby połowu ryb nie dały żadnego efektu a wiatr przybrał na sile do 7° B. Jacht w tych warunkach zachowuje się doskonale, na samym zarefowanym foku robimy ponad 8 węzłów. Pod wieczór wchodzimy do Poroikia na wyspie Paros, znanej z najlepszych złóż marmuru na Cykladach. Jest tu port jachtowo-rybacki, osłonięty falochronami, jednak jest w nim mało miejsca i większość jachtów, w tym nasz, stoi na zewnątrz. Wiatr jeszcze się wzmaga i wiele jachtów, którym puściły kotwice jest niebezpiecznie spychanych na nabrzeże mariny. Tankujemy 89 litrów paliwa a' 0,75 (51 motogodzin) oraz wodę za 5 euro. Samo miasteczko, położone na łagodnie wznoszących się zboczach, zabudowane jest białymi domami, z których wiele ma niebieskie okiennice.
Wtorek, 24.09.2002.
Wynajętym samochodem w dwóch turach objeżdżamy wyspę dookoła. Podziwiamy wręcz górską panoramę, skromną, ale egzotyczną dla nas roślinność, w tym kwitnące agawy, których przypominające drzewka kwiatostany, wysokie na 5 - 6 metrów, tworzą miejscami mini zagajniki, kaktusy opuncje, oliwne gaje, ciekawe okazy drzew iglastych, wreszcie krzewy cierniowe i inne, nienazwane, ale o bardzo intensywnym, przyjemnym zapachu. Zwiedzamy potem obiekt sakralny - duży, z dziedzińcami, śladami starych murów, kolumn i ozdób, pochodzący z VI wieku. Wiele tu ikon i ciekawych wotów, a wśród nich prawdziwe okazy sztuki złotniczej. O 15 wychodzimy, by z silnym wiatrem po 21 stanąć w Livadi na wyspie Serifos. W bezksiężycową noc pnące się po zboczach światła tej miejscowości wyglądają kapitalnie!
Środa, 25.09.2002.
Po śniadaniu wycieczka na szczyt wzgórza, gdzie leży najstarsza część miasta, zwana Chora. W przeszłości Grecy nie mieszkali w portowych częściach miast, budując swoje domy na łatwiejszych do obrony zboczach górskich. Zaraz po następnym posiłku wypływamy, w pobliskiej zatoce kąpiemy się i nurkujemy, lecz dno jest nieciekawe, jałowe. Stawiamy więc żagle i przy dobrej piątce pędzimy na Kithnos, gdzie o zachodzącym słońcu stajemy w porcie Marchia, leżącym na końcu niezbyt głębokiej zatoki. Robimy wieczorny obchód miejscowości, okazującej się nieciekawą.
Czwartek, 26.09.2002.
Późnym rankiem wychodzimy i bierzemy kurs na Aiginę. Wiatr jest słabiutki, więc początkowo idziemy na silniku, potem stężał do 6 - 7 a morze ładnie się wzburzyło i płynięcie było szybkie i przyjemne. O 22 kończymy trudne cumowanie w porcie Perdika na wyspie Aigina - wolnej przestrzeni było niewiele, a dodatkowo trzeba było przy silnym wietrze wywieźć drugą kotwicę pontonem. Miejsce naszego postoju wzbudziło natychmiast wesołość stojących obok żeglarzy z Polski, na nabrzeżu widniał bowiem napis "no moorings" skojarzony natychmiast z napisem "Mooring 445" na naszej burcie. Jak zwykle piwko w pobliskiej tawernie. Noc jest chłodna, z silnym wiatrem.
Piątek,27.09.2002.
Po małej walce z liną kotwiczną sąsiedniego jachtu, która koniecznie chciała wplątać się w naszą śrubę, robimy króciutki przelot do portu Aigina, oczywiście na wyspie o tej samej nazwie, będącą krótko w XIX wieku stolicą Grecji. To tutaj, w latach 40-tych XX stulecia Nikos Kazantzakis napisał słynną powieść "Grek Zorba". Część załogi skorzystała z okazji i na wynajętych skuterach zwiedziła wyspę w ekspresowym tempie, gdyż już o 15 ruszamy, aby wieczorem wpłynąć do mariny Kalamaki w Pireusie, gdzie cumujemy po długich poszukiwaniach wolnego miejsca. Wieczór Kapitański, uświetniony 2-litrową Metaxą, trwał do 5 rano. Egejska przygoda dobiegła końca.
Podsumowując, przepłynęliśmy w tym rejsie 522 mile w czasie 109 godzin, odwiedzając 15 miejsc na 13 wyspach w świetnej, koleżeńskiej atmosferze, która w znakomity sposób multiplikowała doznania estetyczne, w które obfituje ten wspaniały zakątek Ziemi. Jacht spisywał się dobrze w każdych warunkach, a manewrowanie tą nowoczesną, wygodną jednostką sprawiało wręcz przyjemność. Do portów zawijaliśmy z reguły nocą, co oprócz nowych doświadczeń stanowiło dla niektórych kolegów silne doznania emocjonalne. Pogoda była znakomita, a miejsca noclegowe w kokpicie cieszyły się dużym wzięciem. Suwklapa, wykonana z solidnej plexi, była dwukrotnie, bezskutecznie atakowana przez jednego z kolegów głową, która też wytrzymała, choć jacht zadrżał od kilu po top. W trakcie rejsu złowiono aż dwie ryby - makrelę i tuńczyka, na pilkera kupionego w Świnoujściu. Czas pozostający do dyspozycji przed odlotem do Polski został skrzętnie wykorzystany na zwiedzanie atrakcji Aten, w tym Plaki i Partenonu, z którego roztaczał się wspaniały widok na stolicę Grecji. Wieczorem znowu lotnisko i samolot, potem zimna (6?C) Warszawa i mikrobus - powrót do Legnicy dłużył się niesamowicie.
W rejsie udział wzięli:
Jacek Barciszewski - II oficer, Waldemar Błaszczyk, Henryk Chański, Janusz Drozd - kapitan, Henryk Janukowicz, Jarosław Szczepanowski - I oficer, Ryszard Szmuc, Jerzy Wójcik - III oficer
Rok 2024
Rok 2022
Rok 2021
Rok 2019
Rok 2017
Rok 2015
- Wrześniowy rejs Ambasadorem do Kłajpedy
- Ambasadorem dookoła Gotlandii w regatach Sailbook Cup 2015
- Majowy rejs Ambasadorem z Trzebieży do Górek Zachodnich
Rok 2014
Rok 2013
Rok 2012
- Szwedzka Wyprawa Etap II
- Szwedzka Wyprawa Etap I - VI Rejs Weteranów "Sztokholm Lewym Halsem"
- Rejs dookoła Zelandii
Rok 2011
- Wokół Peloponezu
- Ambasadorem na Morze Północne Etap III
- Ambasadorem na Morze Północne Etap II
- Ambasadorem na Morze Północne Etap I
- Ambasadorem dookoła Uznam
- Klubowy kurs na stopień sternika jachtowego PZŻ
Rok 2010
- MÓJ PIERWSZY REJS Trzebież - Bornholm - TrzebieżZ notatnika Martusi :)
- Ambasadorem na Rugię i Bornholm
Rok 2009
- Wokół Bornholmu na Ambasadorze
- Ambasadorem po Zalewie Szczecińskim i wokół Uznam
- Ambasadorem z Gdańska do Szczecina
Rok 2008
Rok 2007
Rok 2005
Rok 2004
Rok 2003
- Z rejsu sylwestrowego 2003/2004 na jachcie "Joseph Conrad"
- Rejs do Lubeki 2003 r.
- Z rejsu na jachcie "Śmiały" do Irlandii
- Przerwany rejs
- Pierwszy rejs po morzu dodatek do artykułu "Przerwany resj"
- Z rejsu po Karaibach
Rok 2002
- Rejs po wyspach greckich 2002