"Ambasador" na Christianso
maj 1998 r.
Autor: Relacja Jarka Szczepanowskiego
Pomysł zrealizowania tygodniowego rejsu w dwa jachty zrodził się w głowie Radka, kolegi z Płotów, w dwie
godziny po zakończeniu "rozbójnika", czyli finalnego egzaminu na stopień jachtowego sternika morskiego.
Byliśmy bardziej niż zadowoleni, albowiem na sześć osób, które przystąpiły do tego ciężkiego sprawdzianu,
zdaliśmy we trzech. Radek, Janusz i ja - trzech facetów, których przyjaźń została pogłębiona przez zmagania
z Kapitańską Centralną Komisją Egzaminacyjną Zespołu Szczecińskiego. A egzaminy, bo było ich wiele, trwały
niemal pół roku. Praktyczny zdawaliśmy w październiku 1997 przez dwa dni na 14 - metrowym jachcie "India"
w Centralnym Ośrodku Żeglarstwa w Trzebieży, po uprzednim trzydniowym kursie manewrowym prowadzonym przez
kapitana Leszka Sołtysika, ówczesnego Szefa Wyszkolenia Ośrodka. Srogi, ale sympatyczny i życzliwy ten
jegomość, obdarzony na dodatek stentorowym organem głosowym, dał nam niezłą szkołę manewrowania. Wspomniana
"India" to jol o pięknej linii kadłuba i łyżkowym dziobie, który był na tyle mocarny, że potrafił wjechać
na dwa metry na pirs "T", łamiąc przy tym stalowy poler, a następnie, bez widocznych uszkodzeń, kontynuować
manewry. W tym etapie współuczestniczyliśmy ze znajomymi z niedawnego rejsu na "Śmiałym", czyli Beatą i
Jankiem. A w składzie Komisji Egzaminacyjnej był kapitan Wojciech Wilk, etatowy kapitan "Śmiałego", z którym
płynęliśmy na Helgoland w czasie wspomnianego wyżej rejsu. Następnie trzeba było zdać osiem egzaminów
cząstkowych u wybranych Kapitanów CKE. Wiązało się to z sześcioma wyjazdami do Szczecina, a więc z poświęconym
czasem i kosztami. Na dodatek ilość materiałów do opanowania ciągle się jakoś powiększała i uszczegółowiała.
Był już moment, w czasie któregoś powrotu do Legnicy, że padły słowa: gdybym wiedział jak to będzie, to w życiu...
Potem były egzaminy pisemne, obejmujące test z przepisów i locji, oraz zadanie nawigacyjne. Szczęśliwcy,
którym udało się przez to wszystko przebrnąć, dopuszczani byli do "rozbójnika". Ciekawa ta nazwa ma swoje
uzasadnienie. Otóż w przypadku "oblania" tego egzaminu, trzeba powtarzać wszystkie zdane poprzedni, z
wyjątkiem praktycznego, którego ważność wynosiła dwa lata. A więc teoretycznie "rozbój" w biały dzień!
Patrząc jednak z perspektywy kilkunastu już lat, nie było to takie złe. Do opanowania zakresy wiedzy
którą musieliśmy posiąść, dobrowolnie nikt się obecnie nie zmusi, to raz. Ciągłe kontakty z innymi
zdającymi, wymiana materiałów trudnych do zdobycia, dzielenie się wrażeniami itd. mają nie przemijającą wartość.
Emocje marcowe minęły, więc z patentami "morsów" w dłoniach ruszamy w środku maja na rejs, którym mamy już
prawo kierować. Płyniemy na Bornholm i położoną obok wyspę Christianso. Radek ze swoją załogą na jachcie "Umbriaga"
ze szczecińskiego AZS-u, Danka, Janusz, Kazik i ja na "Ambasadorze". Przeciwnego wiatru nie brakuje, więc początkowo
idziemy bejdewindem do Sassnitz. Zjadamy wspaniałą, dobrze zakrapianą kolację w bardzo ładnej, nadbrzeżnej
restauracji "Moby Dick". Rankiem ruszamy. Wiatr jest raczej słaby, więc chwilami podpieramy się diesel grotem.
Kurs, którym mamy opłynąć Bornholm od południa, wiedzie nas nad spoczywający tu, po tragicznym zatonięciu,
polski prom "Heweliusz". Ponure to miejsce i wywołujące samoistnie refleksje nad życiem. Jesteśmy świadkami
prawdopodobnie szabru - kręci się tam spory statek z wielkim żurawiem na śródokręciu. Cel może być tylko jeden,
czyli wydobycie ładunku zatopionej jednostki. Noc spędzamy na morzu. Jest dużo sieci rybackich, na szczęście dobrze
oznakowanych. Rankiem wpływamy do Nexo, by po chwili oddać cumy i pożeglować na wyspę Christianso. Pogoda się psuje,
fala rośnie do 1,5 metra, jest dużo sieci, więc wejście do portu witamy z ulgą, choć brakuje miejsc. Radek, który
wszedł nieco wcześniej i znalazł wolny kawałek nabrzeża, zaprasza do stanięcia przy burcie "Umbriagi", z czego
oczywiście korzystamy natychmiast. Wyspa jest fantastyczna. Okrążenie jej piechotą zajmuje niewiele czasu, lecz
wrażeń jest co niemiara. Właściwie nie jest to jedna wyspa. To mały archipelag okruchów skalnych, a drugą co
do wielkości wyspą jest Frederikso - połączona z Christianso żelaznym mostem, a właściwie, według naszych kanonów,
kładką dla pieszych. Klimat wyspy położonej w centrum Południowego Bałtyku jest niezwykły - dość powiedzieć, że rosną
tu palmy i iglaki właściwe dla akwenu Morza Śródziemnego. Nie ma właściwie pojazdów mechanicznych; widziałem tylko
traktor i taczkę na gąsienicach! Najokazalszym budynkiem jest siedziba Gubernatora Wyspy, pozostałe domy nie
imponują, choć parcele tutejsze ponoć mają najwyższe ceny w całej Danii. Na całej wyspie widać pozostałości elementów
fortyfikacji - mury, wieżę prochową, budynki garnizonowe, wiele armat na lawetach. Ciekawa zieleń, choć mini ogródki
przy domkach nie imponują. Wytłumaczeniem jest charakter podłoża - to praktycznie sama skała. Pogoda jest słoneczna,
lecz zachodni wiatr się wzmaga i morze zaczyna się burzyć. Decydujemy się nie opływać wyspy i wracamy tą samą drogą.
Niespodziewanie Danka prosi o konieczne zawinięcie do Nexo. Tu informuje, że opuszcza jacht bo się wystraszyła i
wraca promem do Polski. Zaskoczeni robimy zrzutkę waluty i żegnamy Ją, odjeżdżającą autobusem do Ronne.
Jak się później okazało, była na miejscu przed nami, albowiem z Bornholmu przepłynęła statkiem do Sassnitz,
patrząc z rozżaleniem na jachty walczące z sztormową pogodą, oczywiście w kontekście naszego żeglowania,
a następnie bez przeszkód dotarła pociągiem do Szczecina. Natomiast my, po wyjściu zza osłony wyspy doszliśmy
do wniosku, że miała nosa do pogody. Północno zachodni wiatr o sile 7oB mocno rozbujał morze i drogę do Świnoujścia
mamy emocjonującą. Odprawiamy się w środku nocy i zawijamy do mariny przy Nabrzeżu Władysława IV. Rankiem,
już nieco wypoczęci, płyniemy zatankować paliwo w Trzebieży, skąd krótki rejs doprowadza nas do mariny w Szczecinie,
gdzie wita nas radośnie Danka, która, jak wyznała, była zaniepokojona losem Ambasadora.
Przepłynęliśmy w tym rejsie 321 mil w czasie 91 godzin.
Jarek Szczepanowski
Rok 2024
Rok 2022
Rok 2021
Rok 2019
Rok 2017
Rok 2015
- Wrześniowy rejs Ambasadorem do Kłajpedy
- Ambasadorem dookoła Gotlandii w regatach Sailbook Cup 2015
- Majowy rejs Ambasadorem z Trzebieży do Górek Zachodnich
Rok 2014
Rok 2013
Rok 2012
- Szwedzka Wyprawa Etap II
- Szwedzka Wyprawa Etap I - VI Rejs Weteranów "Sztokholm Lewym Halsem"
- Rejs dookoła Zelandii
Rok 2011
- Wokół Peloponezu
- Ambasadorem na Morze Północne Etap III
- Ambasadorem na Morze Północne Etap II
- Ambasadorem na Morze Północne Etap I
- Ambasadorem dookoła Uznam
- Klubowy kurs na stopień sternika jachtowego PZŻ
Rok 2010
- MÓJ PIERWSZY REJS Trzebież - Bornholm - TrzebieżZ notatnika Martusi :)
- Ambasadorem na Rugię i Bornholm
Rok 2009
- Wokół Bornholmu na Ambasadorze
- Ambasadorem po Zalewie Szczecińskim i wokół Uznam
- Ambasadorem z Gdańska do Szczecina
Rok 2008
Rok 2007
Rok 2005
Rok 2004
Rok 2003
- Z rejsu sylwestrowego 2003/2004 na jachcie "Joseph Conrad"
- Rejs do Lubeki 2003 r.
- Z rejsu na jachcie "Śmiały" do Irlandii
- Przerwany rejs
- Pierwszy rejs po morzu dodatek do artykułu "Przerwany resj"
- Z rejsu po Karaibach
Rok 2002
Rok 2001
Rok 2000
Rok 1999
Rok 1998
- Z rejsu na S/Y "AMBASADOR"
- Z rejsu dookoła Bornholmu i Zelandii
- "Ambasador" na Christianso