Ambasadorem dookoła Uznam
23-30 lipca 2011 r.
Autor: Rozmowa z Piotrem Jędrasikiem
Rozmowa z Piotrem Jędrasikiem o rejsie dookoła Uznam - rodzinno - koleżeński rejs na Ambasadorze, 23 - 30 lipca 2011 r.
Posejdon: - Kiedy powstał pomysł zorganizowania rejsu?
Piotr Jędrasik: - Zupełny przypadek o tym zdecydował. W związku z rezygnacją jednej z załóg okazało się, że s/y
Ambasador jest wolny w drugiej połowie lipca. Poszukiwania chętnych na dwutygodniowy rejs nie powiodły się. Szkoda by
jacht stał nie wykorzystany na bojce w Trzebieży zwłaszcza, że w klubie przybyło kilku sterników jachtowych, po wiosennym
szkoleniu na ten stopień żeglarski (stopień sternika jachtowego pozwala zgodnie z przepisami PZŻ na prowadzenie jachtów
o długości 9 - 12 m). Zarząd klubu podzielił wolny termin na dwa tygodniowe turnusy i zaproponował uczestnikom kursu na
stopień sternika możliwość poprowadzenia rejsu i praktycznego sprawdzenia nabytych umiejętności. Pierwszy termin zgodził
się zagospodarować kol. Jan Chomicz. Natomiast ja postanowiłem, po konsultacji z żoną Dorotą, która od kilku lat również
żegluje wspólnie ze mną, zagospodarować drugi termin.
P: - Nie rozumiem, stwierdziłeś przed chwilą, że klub zaproponował nowym sternikom sprawdzić nabyte umiejętności!
PJ: - Wszystko się zgadza! W grupie wyszkolonych w klubie sterników byłem również ja. Postanowiłem wykorzystać
nadarzającą się okazję i sprawdzić się. Decyzja o tyle była łatwiejsza, że miałem już za sobą dwutygodniowy rejs na
Ambasadorze na Bornholm w poprzednim sezonie. Jak również to, że wiosenne szkolenie na stopień sternika odbyło się na
akwenie Zalewu Szczecińskiego. W trakcie szkolenia zrobiliśmy, m. in. wypad przez cały Zalew do Świnoujścia. Odwiedziliśmy
również okoliczne porty. A przede wszystkim szkolenie przeprowadzone było na Ambasadorze, czyli znałem jacht, co też ułatwiło
podjęcie decyzji.
P: - Jak skompletowałeś załogę, z jakim planem pojechałeś do Trzebieży?
PJ: - Typowo wakacyjny termin rejsu w sposób naturalny narzucił jego konwencję. Miał to być zwykły, spokojny rejs
pozwalający na spędzenie kilku dni urlopu na wodzie. Typowy wakacyjny wypoczynek. Nie mogło zabraknąć oczywiście Doroty,
mojej żony, która mimo tego, iż formalnie nie posiada żadnych uprawnień żeglarskich, to świetnie sobie radzi na jachcie.
Byliśmy już razem na Mazurach na naszych klubowych jachtach, często również wspólnie spędzamy weekendy w Kunicach, gdzie
żeglujemy na Omegach. Chęć wspólnego wyjazdu wyraził również kolega Robert Grodecki z małżonką Anią. Tak więc postanowiliśmy
w dwa małżeństwa spędzić wspólny tydzień na pokładzie klubowego jachtu. Umówiliśmy się, że będziemy płynąć tam, gdzie
powieje, by maksymalnie wykorzystać wiatr zwłaszcza, że rejs był krótki.
P: - Opowiedz nam jak przebiegał rejs, gdzie byliście, jak sprawdzał się jacht?
PJ: - Jacht przejęliśmy w Trzebieży od Jana Chomicza, ale nie mogliśmy od razu rozpocząć naszego rejsu, ponieważ
w klubie zapadła decyzja o konieczności przeprowadzenia kontroli stanu jachtu. Dotarły bowiem do klubu niepokojące sygnały
dotyczące przebiegu wcześniejszych rejsów i licznych uszkodzeń. Na miejsce przyjechał z Legnicy kolega Jarek Szczepanowski
i Robert Robaczewski. Jacht został podniesiony z wody. Naszym oczom ujawniły się głębokie bruzdy i dziury w bulbie kila
oraz uszkodzenie osłony steru. Również stan instalacji elektrycznej pozostawiał wiele do życzenia. Akumulatory były
przestawione, kable splątane, liczne zwarcia, a prostownik ładowania z lądu był zepsuty, co uniemożliwiało korzystanie
z lodówki na postoju, czy też doładowanie akumulatorów. Na usuwaniu uszkodzeń zeszło kilka godzin. Nie było mowy o
wypłynięciu w sobotę. Zostaliśmy na niedzielę w Trzebieży.
W niedzielę rano, korzystając z tego, że odkręciło na SW i wiało ok. 4 B popłynęliśmy w poprzek Zalewu do Świnoujścia.
Gdzie się zameldowaliśmy po ok. pięciu godzinach wspaniałej żeglugi. Całą trasę przelecieliśmy, ze względu na kierunek
wiatru, jedynie na foku. Dopiero w Kanale Piastowskim uruchomiliśmy silnik. Muszę przyznać, że nasze dziewczyny momentami
"piszczały" tak kiwało. Oceniam, że fale rozbudowały się w pewnym momencie do 1,5 - 2 m! Byłem nawet nieco zdziwiony, bo prognoza mówiła o wietrze o sile jedynie do 4 B. Ale na szczęście było ciepło, piękne słońce, błękit nieba i biel cumulusów! Dopiero po przybyciu do Świnoujścia sprawdziliśmy aktualną prognozę, która mówiła o wietrze 6 B!
P: - O to sporo!
PJ: - Tak..., nie wiem czy podjąłbym decyzję o wyjściu z Trzebieży, gdybym był do końca świadomy siły wiatru. Z drugiej strony nie miałem poczucia, że przekroczyliśmy jakąś granicę bezpieczeństwa. Ambasador ma nowy maszt i żagle i ta siła wiatru nie stanowiła problemu. Raczej chodziło mi o nasze panie!
P: - Co dalej?
PJ: - Po zaopatrzeniu jachtu, popołudnie spędziliśmy na spacerze zwłaszcza, że wiatr wyraźnie zelżał i nie był dokuczliwy.
A następnego dnia, po późnym śniadaniu, korzystając z nadal południowego kierunku wiatru, wyszliśmy poza główki portu
Świnoujście na morze i skierowaliśmy się na północny - zachód w kierunku latarni Greifswalder Oie z zamiarem wejścia na
Zatokę Greifswaldzką. Wieczorem, po ponad dziewięciu godzinach żeglugi i przepłynięciu 38 Mm weszliśmy do dużego portu
jachtowego w Kroslin nad rzeką Penestrom. Mała miejscowość, a posiada marinę na 400 jachtów z pełnym zapleczem technicznym,
gastronomicznym i hotelowym, łącznie z pływającymi domkami - hotelikiem. W Polsce nie mamy nawet jednej takiej mariny,
dopiero pierwsza buduje się w Basenie Północnym w Świnoujściu.
We wtorek 26 lipca br. wyszliśmy z Kroslin i po czterech i pół godzinie na silniku (wiało bowiem w okolicach 1 B)
pokonaliśmy 20 Mm dzielące nas do Greifswaldu. Z jednej strony, piękne zabytkowe miasteczko z średniowieczną zabudową,
m.in.: starówka i zabytkowe kościoły. Z drugiej strony, nieopodal Greifswaldu działała do początku lat dziewięćdziesiątych
jedyna NRD-owska elektrownia atomowa.
W środę, jak na życzenie wiatr odkręcił na N i zaczął wiać z siłą 2 - 3 B. Za sobą mieliśmy połowę tygodnia i był to dobry
moment na stopniowy powrót. Postanowiliśmy wrócić wodami wewnętrznymi, tym samym zataczając koło wokół wyspy Uznam. Po kilku godzinach i przepłynięciu 27 Mm zameldowaliśmy się późnym popołudniem w Wolgast również bardzo ładnym niemieckim miasteczku. Standardowo: zwiedzanie zabytków, wieczorem przy lampce dobrego wina karty i rozmowy do północy.
P: - Jak przebiegła druga połowa waszego rejsu?
PJ: - Z Wolgast pożeglowaliśmy 30 Mm dalej do Ueckermunde, położonego nad południowym brzegiem Zalewu Szczecińskiego,
a dokładnie kilka kilometrów od brzegu nad rzeką Ucker, którą wpływa się do samego centrum. Żeglugę mieliśmy dobrą, wiało
z NW 3-4-2 B, ale niestety rozpadało się i było mokro. Stanęliśmy w basenie jachtowym Jacht Klubu Uekcermunde, gdzie
zostaliśmy bardzo mile przyjęci, zgodnie z przewidywaniami Roberta Grodeckiego, który zawsze, jak ma okazję być w tym porcie, to staje u nich. Jest to klub z długą tradycją i typowym żeglarskim podejściem do gości, inaczej niż w typowych komercyjnych marinach. Dostaliśmy klucz do wszystkich pomieszczeń, mimo późnej godziny (dotarliśmy dopiero ok. 9 wieczorem) i całkowitej pustce w klubowym barku, zostaliśmy mile ugoszczeni i poczęstowani miejscowym piwem. Wywiązała się miła rozmowa (Ania, żona Roberta dobrze włada językiem niemieckim -
co wielokrotnie ułatwiło nam kontakt z "tubylcami"). Pogoda wyraźnie się popsuła, a w piątek miało być jeszcze gorzej!
P: - Gorzej?
PJ: - Tak i to zdecydowanie. Prognoza zapowiadała wiatr NW i 5 B na dwanaście godzin, na kolejne miało wiać jeszcze
mocniej, a nam kończyły się urlopy i rejs, w sobotę musieliśmy być w Trzebieży i zdać jacht. Nadal padało, wiatr był
szkwalisty, ale nie było wyjścia. Po zarefowaniu się wyszliśmy na wody Zalewu. Przywitał nas duży rozkołys, deszcz i porywy
wiatru dochodzące do 6 B. Najgorsza była pierwsza godzina, gdy windowaliśmy się na północ, pod wiatr. Uspokoiło się, gdy odkręciliśmy na wschód i po zrzuceniu grota na samym, częściowo zarefowanym foku pomknęliśmy w kierunku granicy. Pomknęliśmy, bo przejście 21 Mm, jakie dzieliły nas od Trzebieży, zajęło nam jedynie cztery godziny.
P: - W ten sposób zamknęliście pętlę wokół wyspy Uznam, odwiedziliście poza Trzebieżą pięć portów, tym samym każdą noc
podczas tego tygodniowego rejsu spędziliście w innym miejscu. Przyznam imponujące, rozumiem pogoda dopisała?
PJ: - Generalnie tak! Ale największa przygoda spotkała nas po powrocie do Trzebieży.
P: ???
PJ: - Jak powiedziałem, zapowiedziana w piątek prognoza przepowiadała przejście frontu niżowego z intensywnymi
opadami deszczu i silnym wiatrem, który w nocy z piątku na sobotę miał wzrosnąć do 7 B. Po powrocie o portu jachtowego w COŻ
Trzebież, okazało się, że w związku z trwającymi etapowymi regatami wszystkie miejsca postojowe są zajęte, a dokładnie prawie wszystkie, a jeszcze dokładniej wolna pozostała ostatnia bojka przy pirsie T, na wprost północnego wejścia do portu. Innymi słowy zapowiadała się niezła chwiejba w nocy. Wszyscy, którzy znają Trzebież wiedzą doskonale o czym mówię. Przy wiatrach z północy i północnego wschodu, wiatr i wchodząca fala wywołuje bardzo silny rozkołys. Mocno trzeba uważać, zwłaszcza na salingi i maszty stojących obok jachtów, wielokrotnie bowiem zdarzało się, że dochodziło do uszkodzeń. Skutki nocnego bujania jachtu, przypomnę w tzw. bezpiecznym porcie, na boi, ujawniły się rano. Niektórzy członkowie załogi tej właśnie nocy pochorowali się i mieli problem z ogarnięciem się i zejściem z jachtu... Tak, tak choroba morska dopadła w porcie!
P: - Krótkie podsumowanie. Co sprawiło najwięcej problemów? Może jakieś uwagi.
PJ: - Moją stałą troską, zgodnie z zasadami wpojonymi na kursie, było zapewnienie bezpieczeństwa. By tak się stało
należy pamiętać o kilku prostych zasadach. Należy wszelkimi sposobami zdobywać aktualne prognozy pogody, czy to z radia, UKF,
czy też z prognoz wywieszanych w marinach jachtowych. Duże znaczenia ma przygotowanie nawigacyjne. Należy wcześniej przestudiować mapy, locje itp. A nie w ostatniej chwili, w główkach nerwowo szukać informacji na temat kursu, głębokości itp. Na jednym ze zdjęć widać, jak może się skończyć nieostrożna nawigacja! Ważne jest poznanie załogi, jej umiejętności i sprawności. Dla każdego znajdzie się coś do zrobienia na pokładzie w trakcie manewrów. Chodzi o to, by na przykład osoby mniej sprawnej nie wysyłać na tzw. desant, praca odbijaczami też jest ważna, a często najważniejsza! Jedna ręka dla siebie druga dla statku - ten zwrot powinien być znany i stosowany przez wszystkich. Ze względu na to, że nie pływaliśmy w nocy, nie stosowaliśmy pasów i szelek bezpieczeństwa.
Natomiast w innej sytuacji kazałbym bezwzględnie zakładać je załodze wychodzącej na nocną wachtę i to bez względu na siłę wiatru. A w dzień uważam, że już przy 5 B należy zakładać szelki bezpieczeństwa.
P: - Na koniec podaj statystykę rejsu.
PJ: - W ciągu tygodnia przepłynęliśmy 156 Mm, 38 godzin żeglugi i 117 godzin postoju.
P: - Gratuluję udanego, pierwszego samodzielnego rejsu! Czy to już koniec planów żeglarskich na ten sezon?
PJ: - Dziękuję. Nie, za dwa tygodnie wybieram się, tym razem tylko z żoną, na dwu tygodniowy rejs po Mazurach!
Rok 2024
Rok 2022
Rok 2021
Rok 2019
Rok 2017
Rok 2015
- Wrześniowy rejs Ambasadorem do Kłajpedy
- Ambasadorem dookoła Gotlandii w regatach Sailbook Cup 2015
- Majowy rejs Ambasadorem z Trzebieży do Górek Zachodnich
Rok 2014
Rok 2013
Rok 2012
- Szwedzka Wyprawa Etap II
- Szwedzka Wyprawa Etap I - VI Rejs Weteranów "Sztokholm Lewym Halsem"
- Rejs dookoła Zelandii
Rok 2011
- Wokół Peloponezu
- Ambasadorem na Morze Północne Etap III
- Ambasadorem na Morze Północne Etap II
- Ambasadorem na Morze Północne Etap I
- Ambasadorem dookoła Uznam
- Klubowy kurs na stopień sternika jachtowego PZŻ
Rok 2010
- MÓJ PIERWSZY REJS Trzebież - Bornholm - TrzebieżZ notatnika Martusi :)
- Ambasadorem na Rugię i Bornholm
Rok 2009
- Wokół Bornholmu na Ambasadorze
- Ambasadorem po Zalewie Szczecińskim i wokół Uznam
- Ambasadorem z Gdańska do Szczecina
Rok 2008
Rok 2007
Rok 2005
Rok 2004
Rok 2003
- Z rejsu sylwestrowego 2003/2004 na jachcie "Joseph Conrad"
- Rejs do Lubeki 2003 r.
- Z rejsu na jachcie "Śmiały" do Irlandii
- Przerwany rejs
- Pierwszy rejs po morzu dodatek do artykułu "Przerwany resj"
- Z rejsu po Karaibach