Rejs w Belty 2004
czerwiec 2004 r.
Autor: Relacja Jarka Szczepanowskiego
Pomysł czerwcowego żeglowania po duńskich cieśninach, o czym wspomniałem na bankiecie kapitańskim w początku roku, spotkał się z żywym zainteresowaniem Jacka, który skutecznie trzymał mnie za słowo. Szybko udział swój zadeklarowali Marek i Staszek, nie mogący jednak ostatecznie wziąć udziału w rejsie, a powstałą lukę zapełnił Heniek, który tak "zasmakował" w słonej wodzie, że nie opuszcza żadnej okazji. Ponieważ wiatr z NW nie sprzyjał opłynięciu Rugii, udaliśmy się trasą przez Zalew Szczeciński, stając na noc w Trzebieży, gdzie odwiedził nas legnicki żeglarz, kapitan Waldemar Carbuch, ubarwiając wieczór opowieściami i wspaniałą, ekspresyjną grą na organkach. Potem był Kroslin, a następnie Stralsund, w którym czekając na otwarcie mostu mieliśmy okazję oglądać z niewielkiej odległości martwego, 10-metrowego finwala, leżącego na nabrzeżu ośrodka badawczego Nautineum. Starówka tego hanzeatyckiego miasta zachwyciła dwóch kolegów, którzy wcześniej nie mieli okazji go zwiedzać, podobne wrażenie wywołały bogate ekspozycje muzeum morskiego. Następnego dnia przepłynęliśmy krótki etap do Vitte położonego na wyspie Hiddensee, gdzie z racji brzydkiej pogody zostaliśmy cały następny dzień. Pozwoliło to odbyć wycieczkę na klify, z których w sprzyjających warunkach widać kredowe brzegi duńskiej wyspy Mon, oraz pospacerować po tej rybacko - wypoczynkowej miejscowości, gdzie zamiast samochodów jeżdżą pojazdy konne a większość domów jest kryta strzechą trzcinową. Rankiem wypływamy na otwarte morze i ze względu na uporczywie trzymający się zachodniego kierunku wiatr bierzemy kurs na Stubbekobing. Po drodze napotykamy płynącą lodówkę, a załoga spontanicznie zapragnęła sprawdzić jej zawartość, co dało okazję do przetrenowania manewru "człowiek za burtą". Niestety, było w niej jedynie powietrze. Porcik osiągnięty wieczorem niczym się nie wyróżnia, za wyjątkiem ładnego zespołu łazienkowego. Zwiedzania miasteczka nie polecam. Wcześnie wychodzimy z zamiarem osiągnięcia jakiegoś portu w Wielkim Bełcie, ale po kilku godzinach rozdmuchało się tak zdrowo, że skręciliśmy na NE i weszliśmy do Korebaksminde ze sporą dawką emocji, gdyż tuż przed główkami silnik stracił na minutę obroty, a bardzo silny prąd wody w samym porcie zmusił nas do wykonania kilku nie przewidzianych manewrów, zanim stanęliśmy "Ambasadorem" w ślicznej, nowej marinie, która nie była nawet jeszcze zaznaczona w locji. Następny dzień spędziliśmy próbując zdiagnozować dolegliwości silnika, zwiedzając miasteczko i uzupełniając zapasy. Bardzo wcześnie wyruszamy, by w mżawce, płynąc wzdłuż brzegu ostrym bajdewindem osiągnąć wreszcie Wielki Bełt. Coraz wyraźniej rysują się potężne, wysokie na 230 metrów wieże mostu łączącego brzegi tej cieśniny. Rozpogodziło się i w pełnym słońcu podziwiamy tę potężną budowlę przepływając pod jej głównym przęsłem. Płyniemy w dobrych warunkach na północ, obserwując duży ruch statków. Podpływa na chwilę morświn, jest dosłownie 2 metry od jachtu. Niestety, przed osiągnięciem północno - wschodniego wierzchołka Fionii wiatr tężeje do 7?B. Po skręceniu na zachód jacht kołysze się mocno na dużej fali a nasza prędkość bardzo się zmniejszyła. Krótka narada pozwala realnie ocenić możliwość osiągnięcia Małego Bełtu w tych warunkach. Dochodzimy do wniosku, że jesteśmy na urlopie, a żeglowanie ma być przede wszystkim przyjemnością. Poleciłem zmienić kurs na SE i po godzinie płynięcia z prędkością 7 kn na samym refowanym foku osiągamy cieśninę, za którą otwiera się duża zatoka. Jeszcze 5 mil i zawijamy do porciku Otterup, gdzie zapewne przed "Ambasadorem" nie było polskiego jachtu. Jesteśmy wszyscy zmęczeni, więc po kąpieli wcześnie zasypiamy. Ponieważ wiatr nie zmienił kierunku ani siły, zapadła decyzja o powrocie. Kierujemy się do Nyborga, obserwując po drodze sporą platformę wiertniczą, ciągniętą przez duży holownik. W dużej marinie z trudem znajdujemy wolne miejsce, i następne półtorej doby spędzamy zwiedzając to piękne, zabytkowe miasto. Przy niesłabnącym wietrze przecinamy Wielki Bełt, by w którymś momencie osiągnąć prędkość nad dnem 9,5 kn - tak silny był prąd. Późnym popołudniem osiągamy Stubbekobing, by następnego dnia przed północą, po żeglowaniu w deszczu wpłynąć do Sassnitz. Rankiem ruszamy w miasto, złożywszy uprzednio zamówienie w sklepie żeglarskim. O 13-tej mamy dostawę na jacht i natychmiast wypływamy. Jest ciepło, czwórka z baksztagu, więc płyniemy szybko i przyjemnie. Noc spędzamy w Świnoujściu, a po południu jesteśmy już w Szczecinie, po drodze wstępując po paliwo do Trzebieży. Jeszcze tylko klarowanie jachtu i rejs można uznać za skończony. Pomimo nie osiągnięcia planowanego Małego Bełtu - zabrakło 25 mil, uznaję go za udany, gdyż atmosfera na jachcie była świetna, zobaczyliśmy kilka ciekawych miejsc i nawet deszczu nie było zbyt dużo.
Załogę w tworzyli: Jarosław Szczepanowski - kapitan, Jacek Barciszewski - I oficer,
Henryk Janukowicz, Marek Kowalik - załoganci.
Rok 2024
Rok 2022
Rok 2021
Rok 2019
Rok 2017
Rok 2015
- Wrześniowy rejs Ambasadorem do Kłajpedy
- Ambasadorem dookoła Gotlandii w regatach Sailbook Cup 2015
- Majowy rejs Ambasadorem z Trzebieży do Górek Zachodnich
Rok 2014
Rok 2013
Rok 2012
- Szwedzka Wyprawa Etap II
- Szwedzka Wyprawa Etap I - VI Rejs Weteranów "Sztokholm Lewym Halsem"
- Rejs dookoła Zelandii
Rok 2011
- Wokół Peloponezu
- Ambasadorem na Morze Północne Etap III
- Ambasadorem na Morze Północne Etap II
- Ambasadorem na Morze Północne Etap I
- Ambasadorem dookoła Uznam
- Klubowy kurs na stopień sternika jachtowego PZŻ
Rok 2010
- MÓJ PIERWSZY REJS Trzebież - Bornholm - TrzebieżZ notatnika Martusi :)
- Ambasadorem na Rugię i Bornholm
Rok 2009
- Wokół Bornholmu na Ambasadorze
- Ambasadorem po Zalewie Szczecińskim i wokół Uznam
- Ambasadorem z Gdańska do Szczecina
Rok 2008
Rok 2007
Rok 2005
Rok 2004
- Śmiałym na Wyspy Owcze 2004 r.
- Rejs w Belty 2004
- Solarisem na Spitzbergen
Rok 2003
- Z rejsu sylwestrowego 2003/2004 na jachcie "Joseph Conrad"
- Rejs do Lubeki 2003 r.
- Z rejsu na jachcie "Śmiały" do Irlandii
- Przerwany rejs
- Pierwszy rejs po morzu dodatek do artykułu "Przerwany resj"
- Z rejsu po Karaibach