Majowy rejs Ambasadorem z Trzebieży do Górek Zachodnich
9 - 22 maja 2015
Autor: Robert Grodecki
Wczesną wiosną ostatecznie skonkretyzowały się plany dotyczące sezonu żeglarskiego „2015”. Zarząd klubu podjął m. in. decyzję o przestawieniu s/y Ambasadora na wody Zatoki Gdańskiej. Celem była poprawa stopnia wykorzystania jachtu po dosyć słabym poprzednim sezonie. Przestawienie jachtu na w miarę bezpieczny i interesujący turystycznie akwen miało zachęcić kolejnych członków klubu do spróbowania żeglugi na „prawie morskim” akwenie, ale bezpiecznym, bo osłoniętym. Dla opływanych na Mazurach miał być to kolejny krok w karierze żeglarskiej przed wyjściem na pełne morze; dla opływanych na morzu zachęta do poznania nowego akwenu i nowych portów, a dla ambitnych punkt startu do rejsów po Bałtyku wschodnim i środkowym, do portów, do których jest daleko z Trzebieży i Świnoujścia.
Zgłosiłem chęć przeprowadzki Ambasadora z Trzebieży na wody Zatoki. Ustalony został majowy termin i rozpocząłem nabór załogi. W tak zwanym „międzyczasie” należało znaleźć nowy port do wymiany załóg, z możliwością późniejszego przezimowania jachtu i przedłużenia pobytu na kolejny sezon w przypadku wzrostu zainteresowania rejsami po Zatoce Gdańskiej. Po wielu perypetiach, zaangażowaniu do pomocy Jurka Kulińskiego – autora słynnych bałtyckich „locyjek” – ostatecznie nawiązana została współpraca z Akademickim Klubem Morskim w Górkach Zachodnich (dzielnica Gdańska), i tam znalazło się miejsce dla Ambasadora.
Bardzo szybko okazało się, że jest problem z chętnymi na rejs zaplanowany na dwa tygodnie. Na pięciu zainteresowanych żeglarzy, tylko Marek Koziara i ja mogliśmy wygospodarować tyle czasu. Natomiast Mirek Skoczek, Andrzej Kozłowski i Jurek Tureniec mogli popłynąć tylko na tydzień. W dodatku Mirkowi pasował jedynie drugi tydzień rejsu. Szybko ustaliliśmy, że rejs w Trzebieży rozpocznie załoga w składzie: Andrzej Kozłowski, Marek Koziara, Jurek Tureniec i ja, jako kapitan. Po tygodniu Andrzej i Jurek zejdą z Ambasadora, a zamustruje się jako kapitan Mirek. Ze względu na dogodne połączenie autobusowe z Jeleniej Góry przez Legnicę, Lubin i Głogów do Ustki, tam ustaliliśmy miejsce wymiany członków załogi Ambasadora.
⃰⃰ ⃰ ⃰
Tydzień pierwszy.
Do Trzebieży przyjechałem już w piątek 8 maja 2015 r. Skorzystałem z okazji i zabrałem się z kolegą, który miał jakieś sprawy do załatwienia w Szczecinie. Andrzej i Marek mieli dojechać w sobotę, najpierw pociągiem z Wrocławia do Szczecina, później autobusem do Polic i Trzebieży. A ja zyskałem nieco czasu, aby rozejrzeć się po Trzebieży. Widok nie napawał optymizmem: ten niegdyś tętniący życiem Centralny Ośrodek Żeglarski PZŻ robił przygnębiające wrażenie. Jurand i Śmiały bez masztów, Głowacki nieotaklowany, większość Jotek na brzegu. Żaden jacht nie wypłynął na majówkę. Przyczyną tego stanu rzeczy jest spór pomiędzy PZŻ a dzierżawcą ośrodka. Sprawę zdążyły już nagłośnić media i jest znana w środowisku żeglarskim. Przykro patrzeć. Ośrodek działający nieprzerwanie bodajże od 1946 roku, tysiące zrealizowanych rejsów, dziesiątki tysięcy wyszkolonych żeglarzy, kuźnia kadr – tym razem nie rozpoczął kolejnego sezonu.
Ambasadora przejąłem od bosmana; niestety rozminąłem się z Januszem Drozdem, który właśnie zakończył rejs do Kopenhagi. Jacht wydawał się w porządku, wystarczyło dolać wodę, poczekać na resztę załogi i w drogę. Koledzy mieli dojechać w sobotę. Tak też się stało, niestety utknęli w Policach. Z pomocą przyszła sympatyczna właścicielka baru Sailor w Trzebieży. Podjechaliśmy prywatnym samochodem do Polic i „zgarnęliśmy” Andrzeja i Marka z przystanku autobusowego, by już o 13.30 uruchomić silnik i oddać cumy. Zaopatrzenie na jacht postanowiliśmy zrobić w Świnoujściu. Tym samym pożegnaliśmy się z Trzebieżą, gdzie jacht zimował od kilku lat, na cały sezon, a może nawet na dłużej.
Po czterech godzinach i przepłynięciu 20 Mm zameldowaliśmy się w basenie północnym MOSiR. Czekał już na nas kolega Piotr Czerniak, uczestnik wielu rejsów na Ambasadorze, od kilku lat rezydent w Świnoujściu. Korzystając z jego uprzejmości (i samochodu) w dwie godziny załatwiliśmy sprawę zakupów i byliśmy gotowi do rejsu. Niestety zepsuła się pogoda, rozwiało się mocno. Zapadła decyzja: zostajemy na niedzielę. Dokończyliśmy zakupy, przeprowadziłem szkolenie pokładowe, obsługa kingstona, butli gazowej, posługiwanie się pasami ratunkowymi i szelkami! Byliśmy gotowi do wyjścia w morze. Naszym pierwszym celem był Kołobrzeg, gdzie byłem umówiony z Jackiem Milewskim, armatorem i kapitanem jachtu „Lemony”, którego poznałem podczas regat Poloneza. Jacek planował powtórny start w regatach w kategorii Double KWR i brakowało mu załoganta, mieliśmy wspólnie przegadać temat.
Poniedziałek. Pobudka o 3.30 (o dziwo wszyscy wstali), o 4.00 uruchomiliśmy silnik i chwilę później wyszliśmy w morze. Wczesny start uzasadniony był chęcią wejścia do Kołobrzegu jeszcze za dnia i umówionym spotkaniem. Po dziesięciu godzinach i 55 Mm zameldowaliśmy się w główkach portu. Tym razem wiało słabo i musieliśmy wspierać się silnikiem. Kołobrzeg przywitał nas słoneczną pogodą. Jacek czekał już na nas na pokładzie swojego jachtu. Po rozmowie ruszyliśmy na zwiedzanie uzdrowiska, jakim jest Kołobrzeg. Wieczorem sprawdziłem prognozę pogody. Zapowiadała się wyśmienita na skok na Bornholm: wiatr z S 4°B, pod wieczór SW 5°B następnie W 6°B. Należało wyjść wcześnie rano, skorzystać z dopychającego do wyspy południowego wiatru, by wieczorem być już osłoniętym przed zapowiadaną szóstką z zachodu. Startujemy chwilę po szóstej rano. Przejście do Nexo zajęło nam 14 godzin. Żegluga na całej trasie przebiegała właściwie spokojnie i bez przygód, aż do podejścia do portu. Już wcześniej, gdy „zoczyliśmy” wyspę, zaczęły nas gonić od południowego zachodu ciężkie, deszczowe chmury. Rosła również siła wiatru. Na wszelki wypadek założyliśmy na grota pierwszy ref. Nie da się ukryć było zimno, w końcu to maj. Woda w Bałtyku po zimie jeszcze chłodna. Deszcz i wilgoć były ostatnią rzeczą której chcieliśmy zaznać tego dnia. W głowie kołatała mi myśl: jeszcze godzina i będziemy w porcie, jeszcze tylko godzina… Niestety, pół mili przed Nexo przyszedł deszcz z gradem, tak ulewny, że na kilkanaście minut straciliśmy widok na wyspę i wejście do portu. Pal licho deszcz, gorzej, że sytuacja stała się nerwowa. Przez moment nawigowaliśmy na przyrządy. Na szczęście po chwili ściana deszczu przeszła i na nowo pojawiły się główki nieodległego portu. W samą porę, bo już chciałem wydać dyspozycje na odejście w morze.
O tej porze roku czuć wyraźnie, że to jeszcze nie sezon. Sklep żeglarski, w którym zwyczajowo załatwia się sprawy związane z postojem już zamknięty. Ulice puste, w porcie tylko nasz jacht. Po wczesnej kolacji i krótkim spacerze idziemy spać. W środę od rana zwiedzanie miasta, drobne zakupy. Opłacamy postój. Obsługuje nas Polka z Kołobrzegu, która od kilku lat mieszka z mężem w Nexo. Pod wieczór przestawiamy się do Svaneke, co zajmuje nam ok. 1,5 godziny. Wieje z zachodu 5°B, ale jesteśmy osłonięci wyspą i nie kiwa. W czwartek w południe wypływamy w kierunku Christianso, wiatr nam sprzyja, wieje z W 4°B. Po dwóch godzinach cumujemy w porciku będącym wąską cieśniną pomiędzy wysepkami: Fredrikso i Christianso. Załoga zwiedza wysepki, które nie bez powodu są jedną z większych atrakcji turystycznych na Bałtyku. Zwłaszcza Marek, który jest tutaj pierwszy raz, nie ukrywa zachwytu. I jak się przyznaje, o ile o Bornholmie wiedział już wcześniej, to o istnieniu Christianso nie miał żadnego pojęcia. Zwiedzamy latarnię, urokliwy cmentarzyk, kościół. Spacerujemy pomiędzy rozrzuconymi po wyspie zabudowaniami.
Sprawdzamy prognozy, wychodzi nam, że jeżeli chcemy być przed nocą w Ustce to musimy wyjść jeszcze po ciemku. Startujemy kilka minut po trzeciej w nocy. Przed nami najdłuższy odcinek, ok. 70 Mm. Wiatr sprzyja, najpierw NW 3°B, później W 3 do 4°B. ostatecznie po prawie 19 godzinach meldujemy się w Ustce. Następnego dnia, w sobotę z samego rana (godzina odjazdu autobusu do Lubina i Legnicy) opuszczają nas Andrzej Kozłowski i Jurek Tureniec. Dla nich to już koniec rejsu. Zaliczają do stażu 50,5 godziny i 215 Mm. Mirek ma przyjechać dopiero wieczorem. Ruszamy w miasto. I tu widać zmiany. Niektóre dobre, niektóre dziwne - delikatnie mówiąc. Na wejściu do portu pojawiła się wisząca kładka, która turystom skraca drogę z miasta na lewy brzeg rzeki Słupi, ale jednocześnie okresowo zamyka wejście do portu jednostkom wracającym z morza. Aż strach pomyśleć, co by było w sytuacji wejścia jachtu na żaglach przy dopychającym wietrze i zamkniętej kładce! Z dobrych rzeczy zauważyliśmy m.in. rozpoczęcie prac przy budowie nowego basenu. Niestety Ustka póki co należy do najmniej gościnnych dla żeglarzy portów, o czym mieliśmy się wkrótce przekonać na własnej skórze.
Po dwudziestej przyjeżdża Mirek i przejmuje komendę. Przez następny tydzień to on będzie kapitanem, a ja będę mógł odpocząć.
Tydzień drugi.
Ale zanim rozpoczął się kolejny tydzień naszego rejsu, musieliśmy najpierw przeżyć noc w Ustce. W nocy rozdmuchało się: 6 do 7°B z NW. W porcie pojawił się duży rozkołys. Zaczęło szarpać nam cumy. Oceniam, że wchodząca z morza fala podnosiła jacht metr w górę i dół. Za zgodą Kapitanatu portu przestawiamy się do basenu rybackiego i cumujemy do burty kutra UST 133. Tutaj rozkołys jest znacznie mniejszy a główne uderzenia fali przejmują cumy kutra, my kiwamy się razem z nim. Korzystamy z uprzejmości dyżurnego stacji SAR w Kołobrzegu i bierzemy kąpiel. Wcześniej nie było to możliwe. Ustka zupełnie nie jest nastawiona na żeglarzy. Mam nadzieję, że po wybudowaniu nowego basenu to się zmieni. W poniedziałek po śniadaniu ruszamy w morze. Wieje z korzystnego kierunku zachodniego „tylko” 5°B. Do Łeby mamy ok. 30 Mm. Przejście zajmuje nam 9 godzin. W porcie jesteśmy przed osiemnastą. Zwiedzamy miasteczko (puste), robimy zdjęcia. W marinie „odkrywamy” tratwę Nord kapitana Andrzeja Urbańczyka.
Kolejnym portem jest Władysławowo, gdzie meldujemy się we wtorek wieczorem. Tutaj uzupełniamy zbiornik paliwa. Zwiedzamy miasteczko, którego główną atrakcją jest wysoka wieża przy ratuszu. Z wieży podziwiamy panoramę Zatoki Gdańskiej z niknącym we mgle cyplem Mierzei Helskiej. W środę sześciogodzinny skok na Hel. Kolejne 22 Mm za rufą Ambasadora. Na Helu uzupełniamy zapasy wody (w cenie postoju). Jemy pyszny obiad w restauracji „Kutter” gdzie obsługujące panie noszą tradycyjne ludowe stroje kaszubskie, a wieczorem odwiedzamy klimatyczną tawernę „Kapitan Morgan”. Na drugi dzień płyniemy do Gdańska. Stajemy w samym centrum miasta „pod Żurawiem”. Zwiedzamy starówkę, Ratusz, Katedrę, kościół pw. Św. Brygidy.
W piątek, po 4 godzinach żeglugi z Gdańska stajemy w Górkach Zachodnich przy pomoście AKM. Mirek wpisuje na godzinę 13.00 zakończenie rejsu i wymustrowanie załogi. W drugim tygodniu przepłynęliśmy 114 Mm w czasie 32,5 godziny. Marek Koziara i ja w sumie zaliczamy 83 godziny i 329 Mm stażu morskiego. Rejs przebiegł spokojnie w dobrych warunkach pogodowych. Jednodniowe załamanie pogody (z ostrzeżeniem o silnym wietrze) przestaliśmy w Ustce. Koledzy uczestniczący w rejsie zaliczyli pięć polskich portów morza otwartego (był kiedyś taki formalny wymóg na stopnie morskie), niektórzy po raz pierwszy zobaczyli archipelag Christianso. Było zimno, ale słonecznie. Jacht został doprowadzony na wyznaczone miejsce.
Rok 2024
Rok 2022
Rok 2021
Rok 2019
Rok 2017
Rok 2015
- Wrześniowy rejs Ambasadorem do Kłajpedy
- Ambasadorem dookoła Gotlandii w regatach Sailbook Cup 2015
- Majowy rejs Ambasadorem z Trzebieży do Górek Zachodnich
Rok 2014
Rok 2013
Rok 2012
- Szwedzka Wyprawa Etap II
- Szwedzka Wyprawa Etap I - VI Rejs Weteranów "Sztokholm Lewym Halsem"
- Rejs dookoła Zelandii
Rok 2011
- Wokół Peloponezu
- Ambasadorem na Morze Północne Etap III
- Ambasadorem na Morze Północne Etap II
- Ambasadorem na Morze Północne Etap I
- Ambasadorem dookoła Uznam
- Klubowy kurs na stopień sternika jachtowego PZŻ
Rok 2010
- MÓJ PIERWSZY REJS Trzebież - Bornholm - TrzebieżZ notatnika Martusi :)
- Ambasadorem na Rugię i Bornholm
Rok 2009
- Wokół Bornholmu na Ambasadorze
- Ambasadorem po Zalewie Szczecińskim i wokół Uznam
- Ambasadorem z Gdańska do Szczecina
Rok 2008
Rok 2007
Rok 2005
Rok 2004
Rok 2003
- Z rejsu sylwestrowego 2003/2004 na jachcie "Joseph Conrad"
- Rejs do Lubeki 2003 r.
- Z rejsu na jachcie "Śmiały" do Irlandii
- Przerwany rejs
- Pierwszy rejs po morzu dodatek do artykułu "Przerwany resj"
- Z rejsu po Karaibach